Dla prac na rzecz rozumienia i przedstawienia kultury lokalnej zbiory domowe są z jednej strony poważna nadzieją, z drugiej znaczącym intelektualnym wyzwaniem. Kultura lokalna to rzeczywistość, w której słabo (słabiej) działają wzorce ustanawiane przez dominujące, wzorotwórcze centrum kultury. To prowincja, region, margines metropolitalnego istnienia. Oczywistym źródłem tej kontaminacji jest dystans dzielący te dwie formy istnienia kultury. Bardzo różne jednak mogą być powody ustanawiające odległość. Mocno przemawiają do wyobraźni te, które odwołują się do geografii, topografii, mil czy kilometrów. Bajkowe: za siedmioma morzami, górami, rzekami. Mityczne: bardzo daleko, w innym świecie. Oczywista jest także odległość wyznacza przez różnice cywilizacyjne, klasowe, religijne. Przez to gdzie lokują się źródła politycznej i gospodarczej mocy i przez to, co dyktują aktualne mody. Powodem dystansu może być niezgoda (przejawiająca się w nieoczywistych działaniach) na dominujące hierarchie i płynące z nich konsekwencje. Siła centrum, także ta kulturowa widziana jest jako przemoc i z tego powodu odrzucana. Lokalność jawi się w takiej perspektywie jako możliwość autonomii, otwarcia, twórczych poszukiwań. Najczęściej różne źródła zasilają wspólny nurt. Kształt jego meandrujące koryto zależy zaś od tego gdzie najmocniej bije puls historii. Nie można jednak prezentować i poprzez taką prezentację pojmować lokalności abstrahując od relacji , która ją ustanawia, od przyciągającego i odpychającego jednocześnie dystansu, od dyskretnego "pomiędzy" wpisanego w tkankę takiego miejsca.
Dom to metafora kultury lokalnej. Dom - miejsce osobne i zawsze już wpisane w zbiór większy - ulicę, osadę, wieś, miasto, kraj. W inspirującej , antropologicznej ekspozycji zjawiska kultury którym jest dom, Zbigniew i Danuta Benedyktowiczowie opisują go jako "drogę istnienia". Dom tedy jako bycie szczególnego bytu, którego istota wciąż podąża, kroczy, istoczy. Przybywa tam i ubywa, odkłada się i rozkłada, rodzi się i umiera, przy upartej przytomności domowników, która jest wysiłkiem rozumienia, pojęcia , przedstawienia. Na traktach istnienia dom niczym sieć, magnes, ośrodek krystalizacji zbiera - tworzy zbiór. Nie musi on być i najczęściej nie jest świadomie kreowaną kolekcją. To raczej rodzaj kurzu istnienia odkładającego się mimowiednie na ścianach, w szufladach, szafach, strychach, piwnicach i innych pomieszczeniach gromadzących rzeczy, których nie wyrzucono. Pośród tej materii składowa eteryczna, dramatyczna, bo ulotna, zmienna i niepewna swej pewności: pamięć mieszkańców , precyzyjniej praca ich pamięci, odpominanie. Skutkujące obrazami jasnym w swej oczywistości i dręczącymi zjawami wypartego, niechcianego, ciemnego. Stąd dom-zbiór to rzeczywistość zmącona, porządki zmieszane, zasób zawsze otwarty na to, co przynosi droga istnienia. Otwartość tego zbioru trzeba także widzieć w perspektywie jego podatności na mnogość interpretacji, możność mianowników, które się nie wykluczają, lecz dodają kolejne długości drogi. Nie można zamknąć ani wyczerpać takiego zbioru jeżeli dany nam jest do niego jakikolwiek dostęp pozwalający na kolejne odczytania i prezentacje. Stąd absolutna konieczność dokumentowania domowych zbiorów. Bez tej pracy ginąć będą z dostępnego nam horyzontu. Zbiory domowe inaczej niż kolekcje muzealne nie są powszechnie (a w każdym razie szeroko) dostępne, wyraziście zdefiniowane i umocowane na sposób zapewniający im długie trwanie. Jak wskazuje Krzysztof Pomian w pracach poświęconych historii muzealnictwa bez tych jakości muzeum jako instytucja nie istnieje. Muzeum w sposób oczywisty bytuje inaczej niż dom, chociaż podobnie jak on jest budynkiem ulokowanym w jakiejś przestrzeni. Jego konstytucja nie jest lokalna. Powstała w mocnym centrum kultury i otrzymała tam obowiązującą uniwersalną formę i zestaw koniecznych zadań. Wielka praca Krzysztofa Pomiana traktująca o tym zjawisku zatytułowana jest znacząco także z tego powodu; "Muzeum. Historia światowa". Pomimo tego, że każde muzeum materializuje się w konkretnym miejscu i czasie i dzięki temu ma osobny wyraz to winno być traktowane jako metafora kultury globalnej. Metafora, która objawia, że globalność to nie suma lokalności, lecz mocny związek centrów (metropolii) kultury wzajemnie na siebie oddziałujących.
Zbiory domowe i muzea współistnieją obok siebie. Przy wszystkich różnicach służą wspólnemu wyzwaniu, którym jest wszelkich istnień obcowanie. Były i są autonomiczne. Pracować trzeba na rzecz tej niepodległości, bo dzięki niej mamy wgląd w wielość sposobów bycia. Jeżeli ma to być, coś więcej niż tylko teoretyczna możliwość, śladowa realizacja potrzebne są działania dokumentujące, interpretujące, eksponujące zbiory domowe. Konieczne jest czynienie lokalności rzeczywistą obecnością. Pomimo jej zmąconych, kłaczkowatych sposobów bycia. Bez tego pozostawać będziemy w mocnych ,oczywistych, nadmiernie uzasadnionych, to jest mitycznych wyobrażeniach o naszym istnieniu.